Ural: Wyprawa. Część pierwsza
Chcemy pokazać samą esencję wyjazdu do Czelabińska, zimą w grudniu 2019. To, co było według nas najciekawsze. A niekoniecznie już według przewodników, a także, dlaczego tak uważamy. Znajdziecie tu nasze dylematy i ostateczne rozwiązania, a także wskazówki, na co warto zwrócić uwagę.
Są czytelnicy, którzy lubią opisy podróży dzień po dniu. To dla Was powstał ten wpis.
Index
Początek
Pierwsza część to etap z Warszawy do Togliatti.
Jak zwykle i zgodnie z planem na ten dzień, wyjechaliśmy z warszawskiego Mokotowa po południu. Samochód był już spakowany wcześniej. Wystarczyło wrócić z pracy/szkoły, wsiąść i jechać.
Kierunek: Szypliszki, najtańsza sensowna miejscówka przed granicą Litewską.
Kolejny dzień to sprawny transfer przez Litwę w głąb Łotwy, aż pod granicę z Rosją.
Oczywiście, zanim dotarliśmy na Łotwę, na granicy Litewsko-Łotewskiej zaliczyliśmy bar z cepelinami — ta knajpa to nasza zdobycz z zeszłego roku.
Planując wyjazd, zastanawialiśmy się, gdzie przekraczać granicę z Rosją. Doszliśmy do wniosku, że nie chcemy jechać przez Białoruś, ponieważ nie jesteśmy gotowi by eksperymentować.
Mniej więcej wiedzieliśmy czego się spodziewać na granicy łotewsko-rosyjskiej (a przynajmniej tak się nam zdawało). Wiedzieliśmy, też, że w Rosji od strony Łotwy są sensowne, dobrej jakości drogi.
Te założenia miały wpływ na wybór miejsca na nocleg — w najstarszym mieście Łotwy — Ludzy. Przy okazji zobaczyliśmy zrujnowany w potopie szwedzkim zamek kawalerów mieczowych. Opuszczone, zaniedbane mury na wzgórzu wyglądały smutno i przygnębiająco.
Granica
Główne pytanie, które sobie zadawaliśmy planując ten etap podróży, brzmiało: gdzie przekraczać granicę?
W zeszłym roku jechaliśmy na północ i wybraliśmy przejście w Ubylince. Tam odczekaliśmy 4 godziny. Teraz jechaliśmy bardziej na wschód, wiec wybraliśmy małe przejście Terehovo/Buraczki. Według serwisu łotewskiej Służby Celnej średni czas oczekiwania to ok. 2 godziny, wiec mieliśmy nadzieje, że pójdzie sprawniej niż rok temu. Na granicy spędziliśmy 7 godzin. Samo przejście przez granice poszło bardzo sprawnie, po prostu była niespodziewanie długa kolejka samochodów i ciężarówek.
Nasz pierwszy rosyjski nocleg wypadł w malutkiej miejscowości Sereda.
Nocleg był w miejscu będącym przybudówką do siłowni, będącej przybudówką do pizzerii. Było klimatycznie, w pokoju mieliśmy swój piec, w którym trzeba było napalić drewnem na noc.
Droga dalej na wschód prowadziła prosto przez Moskwę, więc grzechem byłoby tam nie zajrzeć.
Moskwa po raz pierwszy
Na Placu Czerwonym odbywał się wielki jarmark świąteczny:
- stragany z pamiątkami,
- napojami,
- lodowisko,
- karuzele
- i występy dziewcząt śpiewających pieśni narodowe.
Zwiedziliśmy pocztówkową Cerkiew Wasyla Błogosławionego. Lenina nie odwiedziliśmy, bo w niedzielę nie przyjmuje gości (tylko w poniedziałki i czwartki).
Zaliczyliśmy także centrum handlowe, w tym sklep Marks&Spencer, który się niestety wyniósł z Polski — tęsknimy. Co ciekawe, zobaczyliśmy sporo znajomych marek i sporo zupełnie obcych.
Na koniec dnia dojechaliśmy do miejscowości Sasovo.
Sasovo
Tani nocleg w mini gościńcu (wspólna przestrzeń — salon i kuchnia + pokoje z łazienkami) nad sklepem monopolowym.
Czystość w części wspólnej zachowana dzięki foliowym ochraniaczom zakładanym na buty. Właściciel/administrator gestem nieznoszącym sprzeciwu wręczał każdemu jego komplet.
Tu na głównej ulicy dumnie powitała nas lokomotywa — parowóz.
Kolejny dzień, czyli przelot z Sasova do Syzrania.
Na początek — Republika Mordowii.
Penza
Po drodze odwiedziliśmy miejscowość Penza (spragnieni prawdziwego rosyjskiego jedzenia), a także dopadła nas kolejna zmiana strefy czasowej.
Urokliwe miasto z pięknie rozświetlonym deptakiem po horyzont i restauracja Samobranka, w której jedliśmy pyszne rosyjskie jedzenie.
Co ciekawe, w mieście tym powstał rosyjski komputer Ural.
Syzran
Pierwszy nocleg na prawdziwym rosyjskim blokowisku. To, co nas poruszyło, to brama z rur gazowych. Mają tu specyficzne podejście do infrastruktury miejskiej.
Na Kremlu był ciekawy pomnik, oddający cześć żołnierzom z Afganistanu i bohaterom z Czernobyla (o którym wspominamy w naszych Zdziwieniach).
Bliżej rzeki znajduje się następny… monumentalny pomnik kolejnych żołnierzy.
Zobaczyliśmy też Wołgę i wołgę nad Wołgą.
Stare miasto to kilka uliczek z kamienicami i drewnianymi domami (w tym bardzo zdobny dom bogatego kupca — zdjęcie poniżej), otoczone zwykłymi szarymi blokami.
Znaleźliśmy zwykły bar serwujący pielmieni. Za szaloną cenę 6 zł można kupić talerz pielmieni w bulionie, podanych z kwaśną śmietaną. Wzięliśmy po 2 dokładki, takie to było dobre. 🙂
Z Syzrania w drodze do Togliatti pojechaliśmy obejrzeć najdłuższy w Europie most kolejowy — na Wołdze rzecz jasna.
Chwilę później mieliśmy pierwszą w życiu stłuczkę naszą Nivą z udziałem Renault Duster. Przeszliśmy przez całą ścieżkę z Policją. Na przykładzie tego zdarzenia przygotujemy notkę o tym, jak należy postępować w razie kolizji za granicą.
Na wieczór szczęśliwe dojechaliśmy do Togliatti.
Ciąg dalszy nastąpi…
Spodobał Ci się tekst? Teraz czas na Ciebie. Będzie nam miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:
- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla nas to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że ten wpis jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij nasz post – oznacza to, że doceniasz naszą pracę.
- Bądźmy w kontakcie, polub nas na Facebooku lub Instagramie. Codziennie nowe zdjęcia, inspiracje, ciekawe informacje.
The form you have selected does not exist.