Wyjazdy > Europa > Norwegia > Nordkapp z namiotem dachowym 2022 – cz. 3
Nordkapp z namiotem dachowym 2022 – cz. 3

Nordkapp z namiotem dachowym 2022 – cz. 3

Powrót z Nordkappu

W poprzednim odcinku dotarliśmy na Nordkapp, tu czas wracać na południe.

Plan był prosty: dojechać rozpędem od Alty, iść spać, zwiedzać od rana. Niestety, rozpieszczająca nas do tej pory pogoda postanowiła nam o sobie przypomnieć. Wyczailiśmy sobie miłe miejsce na kolację i nocleg tuż przed Altą. Lało. Tak bardzo, jak tylko w Norwegii może lać. Co słońce świeciło, więc źle nie było. Za to w miarę ratowały nas gumowe peleryny, ale buty przemokły na wylot. Uprzedzając fakty – nasz koszyk transportowy pod maską doskonale się sprawdził w roli suszarki do butów.

Alta

Do tej miejscowości przyjeżdża się głównie po to, żeby zobaczyć prehistoryczne malunki naskalne. Jest to jedyny prehistoryczny relikt w Norwegii, ale i przy okazji ma najwięcej rysunków/grawerunków pośród podobnych miejsc w Europie. Na płaskich kamieniach, na przestrzeni od 7000 do 2000 lat wstecz, lokalni łowcy wyryli ilustracje do swojego codziennego życia. Można zobaczyć, w co wierzyli, jak polowali i generalnie — jak żyli. Gdy stanowisko archeologiczne w Alcie zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1985 roku, zidentyfikowanych było trzy tysiące obrazków. Od tego czasu odkryto drugie tyle. Na przestrzeni lat obniżał się poziom wody, więc najstarsze rysunki są najwyżej.

Jakiś czas temu, aby było lepiej widać dzieła prehistorycznych artystów, zagłębienia w kamieniu zostały pokolorowane. Obecnie dochodzi się od tej metody, pozostawiając stanowiska w stanie naturalnym.

Zwiedzanie trwa, w zależności od naszego własnego tempa, około dwóch godzin. Jest dostępna ścieżka podstawowa i rozszerzona. Wszystko to z audioprzewodnikiem na uszach.

Uważni obserwatorzy zauważą maliny moroszki rosnące w okolicy.

Ale w okolicy ważna była nie tylko prehistoria. Niedaleko Alty znajduje się maleńkie, ale bardzo ciekawe muzeum poświęcone niemieckiemu pancernikowi Tirpitz, który przez 2 lata był zakotwiczony w pobliskim fiordzie. Warto pamiętać, że pancernik poza mocą bojową wywoływał strach samą swoją obecnością. Oraz że uczestniczył w blokowaniu alianckich konwojów dostarczających broń do Związku Radzieckiego. O obronie konwojów widzieliśmy ekspozycję na Nordkappie. Odbyło się kilka akcji mających na celu wyeliminowanie go. W końcu we wrześniu 1944 w wyniku nalotów ciężkich bombowców RAF został porządnie uszkodzony i już nie nadawał się do pływania. Ale to i tak nie był koniec jego kariery. Został przeholowany w okolice Tromso, gdzie służył, jako stacjonarna bateria obrony wybrzeża.

W muzeum jest bardzo dużo zdjęć, eksponatów wyjętych z Tirpitza, a także model obrazujący jak wielki i groźny on był w swoich czasach świetności. Wstęp do zwiedzenia rozpoczynamy od obejrzenia filmu dokumentalnego.

Hytte?! Hytte!

Chyba nareszcie udało nam się trafić do legendarnego domku Hytte. W lesie na polance był drewniany domek z ławkami, paleniskiem, a na stole stało piwo i czeski schweppes. W składziku obok — drewno do kominka. Paręnaście metrów dalej – elegancka i czysta sławojka.

W domku nie spaliśmy, ale skorzystaliśmy z możliwości zrobienia jedzenia w całkiem cywilizowanych warunkach. Schweppesa zabraliśmy, zostawiliśmy zupy profi.

Jedynym i oczywistym dla okolicy minusem, były wszechobecne komary. Było ich dramatycznie dużo, ale ratowaliśmy się Muggą i nas nie zeżarły. Natomiast my zżeraliśmy jagody prosto z krzaka.

Przez Oulu po prostu przejechaliśmy, kierując się na południe. Miasto mieliśmy już zwiedzone wcześniej. Teraz tylko odwiedziliśmy punkty na zasadzie, rzucenia okiem, tu i tam. Głównie, aby dziewczynom odświeżyć miejsca, które pamiętają głównie z fotografii.

O tym, jak jechaliśmy i jechaliśmy, nie ma sensu pisać. Jednakże to był element planu na ten czas. Co nie zmienia faktu, że czas ten spożytkowaliśmy na doczytanie informacji o zwiedzonych miejscach i uporządkowanie wiedzy.

Przenocowaliśmy na parkingu przy muzeum leśnym i pojechaliśmy dalej.

Mobilia

W 2021 w Finlandii miał się odbyć IntSaab, ale niestety z powodu pandemii został odwołany. A jednym z miejsc do odwiedzenia przy okazji tej imprezy było muzeum Mobilia.

Muzeum składa się z kilku części. W pierwszej widzieliśmy zabytkową fińską motoryzację użytkową (autobusy, motocykle, ciężarówki). Następna ekspozycja nas zdziwiła, jak na muzeum motoryzacji. Była o tym, że samochody są bez sensu. :> Kolejna część jest poświęcona rozwojowi fińskiej motoryzacji, łącznie z filmami z targów motoryzacyjnych.

Nas najbardziej interesowała sekcja poświęcona motosportowi fińskiemu, z naciskiem na WRC i latających Finów.

W osobnym budynku była wystawa, której chyba nie zrozumieliśmy. W środku znajdowało się 10 włoskich samochodów oraz inne, naszym zdaniem przypadkowe i ułożone bez konkretnego klucza. Ale za to były zasponsorowane przez producenta kluczy warsztatowych. Może ktoś z czytelników wie, o co tam chodziło?

Będąc w Finlandii żal nie spotkać się z naszym znajomym, Lasse.

Lasse to charakterystyczna postać światka saabowego. Tajemniczy fińsko — estoński sprzedawca części i samochodów. Według legend posiadane saaby mierzy nie w sztukach, a w setkach metrów kwadratowych powierzchni, które zajmują. I jakoś dziwnym trafem nas lubi. Za każdym razem kiedy jesteśmy w jego okolicy, mamy okazję wspólnie pójść na kawę. Z racji wieku jest to człowiek niezmiernie ciekawy. Zorientowany w europejskiej sytuacji gospodarczej. Wypiliśmy kawę, omówiliśmy sprawy geopolityczne, postpandemiczne, sprawy bieżące z perspektywy narodu polskiego i fińskiego, obejrzeliśmy podręczny schowek na saaby, uściski dłoni, pamiątkowe zdjęcia i pojechaliśmy dalej.

Aby spokojnie zdążyć na poranny prom, postanowiliśmy nocować w Helsinkach. Spacer po portowej części miasta jest obowiązkową pozycją na liście wyjazdowej. Musieliśmy się już przeprosić z latarkami, bo było ciemno. Również przyszedł czas, aby przywrócić zegar biologiczny, do chodzenia spać o rozsądnej porze. Spaliśmy na parkingu niedaleko zoo. Bardzo dobre miejsce. Było cicho i bezpiecznie. Nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł, więc nie wzbudzaliśmy sensacji.

Na prom zdążyliśmy, ale należy pamiętać, że port promowy znajduje się w ścisłym centrum.

Można na przykład trafić na korek tuż przed zjazdem do kolejki, z powodu śmieciarki, która akurat w tym miejscu i w tym czasie ma prawo być. Podróż promem przebiegła spokojnie i bez ekscesów.

Wylądowaliśmy w Tallinie i ruszyliśmy po prostu w stronę Łotwy. Skorzystaliśmy z podpowiedzi znajomego i zmieniliśmy trasę. Jechaliśmy bocznymi drogami, równolegle do autostrady, nie wśród tirów, lecz wśród lasu.

Na 18:50 byliśmy umówieni na kawę z Ingusem w Rydze.

Ingus to nasz kolega, którego mogliśmy spotkać również w czasie warszawskich Youngtimerow, a także łotewskiego IntSaaba. Ingus również macza palce w organizacji rajdów. Spędziliśmy miły czas na rozmowie o Łotwie, Rosji, łotewskich Rosjanach i rosyjskich Łotyszach, Ukrainie, geopolityce, rajdach. Wspominaliśmy poprzednie spotkanie w Warszawie.

Po Ingusie przejechaliśmy się jeszcze po Rydze, rzuciliśmy okiem na hale targowe, dom chleba, który wygląda, jak brat warszawskiego pałacu kultury, a na koniec podjechaliśmy pod wieżę telewizyjną (warto wjechać na górę, teraz dla nas było już za późno).

Pierwotnie planowaliśmy spać na campingu w Rydze, ale doszliśmy do wniosku, że w sumie to możemy jechać jeszcze kawałek dalej. I tak oto finalnie wylądowaliśmy na parkingu pod miejscowością Birża, już na Litwie.

Gdy przyjechaliśmy na miejsce, urzędował tam lokalny fanklub BMW. Wystarczyło podejść, dać małą flaszkę i powiedzieć, że są fajni — po serii poklepań po ramionach pojechali i nie zakłócali spokoju.

Parking przy kilku atrakcjach turystycznych, z mapami, tablicami informacyjnymi, stolikami i czymś, co miało być toaletą, ale w naszych kręgach kulturowych nie jest. Czyli pomieszczenie z dziurą w podłodze. No nie. W nocy darł się jakiś ptak, nad ranem pojawił się pan z kosiarką. A potem już kolejni turyści, to był sygnał, żeby się zawijać.

Skoro byliśmy na Litwie, to obowiązkowym punktem programu, choćby i na śniadanie, były cepeliny. Pod Poniewieżą mamy ulubiony bar. Nie dość, że są dobre (prawidłowe), to jeszcze jeden waży pół kilograma. Pycha.

Do tego chłodnik (litewski, uwaga, podawany w asyście gotowanych ziemniaków na osobnym talerzu), soljanka (pierwszy raz w życiu spotkaliśmy aż tak gęstą) i obowiązkowy smażony chleb, z serem. I do tego „żelki ze świnki”, czyli wędzone świńskie uszy. I zimny kwas chlebowy. Oczywiście, że nie byliśmy w stanie pożreć tego w całości i 4 cepeliny pojechały dalej z nami, w schowku pod maską.

A potem Polska i kierunek dom. Po drodze oczywiście planowaliśmy, gdzie pojedziemy następnym razem, ale o tym cicho sza.

Wyjazd w liczbach

  • 1 Nordkapp
  • 11 dni
  • 5500 km
  • 7 krajów
  • 40+ reniferów (od pewnego momentu nie chciało się nam liczyć)
  • 1 dzień z deszczem
Nordkapp na samej górze

Wnioski końcowe

Z każdym wyjazdem na Nordkapp czujemy się tam coraz bardziej swojsko. Po raz pierwszy byliśmy tam z namiotem, i wydawało nam się, że jest to osiągnięcie życia. Potem pojechaliśmy zimą – whoooo, ależ to wyzwanie! Nordkapp to ciekawe miejsce docelowe, jednak widać z roku na rok przyrost liczby turystów pragnących kontaktu z niezmąconą naturą, którzy swoją obecnością tę naturę naruszają. Parking pełen samochodów ludzi, którzy przyjechali w zatłoczone miejsce marząc o odludziu. Ciekawe jak to będzie wyglądało za kilka lat, mamy nadzieję, że nie będzie budek z chińskimi pamiątkami i misia, z którym można się sfotografować.

Leave a Reply